Wszystko zaczęło się w babcinej kuchni kiedy jako mała dziewczynka dreptałam uczepiona babcinego fartucha....podjadałam farsz do pierogów, wałkowałam ciasto na niedzielny makaron na drewnianej stolnicy i ucierałam babki w ciężkiej makutrze ...dziadek pachnący pszczołami przynosił słodkie plastry miodu lipowego, akacjowego, spadziowego, gryczanego… a ja, mała pszczółka czekałam z pajda świeżego chleba i szklanka zimnego mleka na odrobinę tej złotej słodyczy.
Teraz moja kuchnia pachnie rozmarynem, szałwią, tymiankiem…. w ogrodzie żółto od cytryn, biało od kwiatów pomarańczy, zielono od fig ,ale jedna rzecz pozostała niezmieniona… wciąż jest w niej miejsce na wiele slodyczy.
Teraz moja kuchnia pachnie rozmarynem, szałwią, tymiankiem…. w ogrodzie żółto od cytryn, biało od kwiatów pomarańczy, zielono od fig ,ale jedna rzecz pozostała niezmieniona… wciąż jest w niej miejsce na wiele slodyczy.
MOJA KOCHANA PSZCZÓŁKA:)***
OdpowiedzUsuń